24.03.2021
Przedsiębiorcy muszą zwracać szczególną uwagę na reklamę, ponieważ ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji określa różne „zasady gry”, jeśli chodzi o jej wykorzystanie. Począwszy od wymogów dotyczących wysyłania reklam drogą mailową, a skończywszy na używaniu wprowadzających w błąd słów kluczowych.
Jeśli któregoś dnia sprzedawca znajdzie w skrzynce upomnienie z powodu wprowadzającej w błąd reklamy, ponieważ gdzieś w przypisie umieścił informację o ubezpieczonej przesyłce, pierwsze co zrobi, to ze oburzeniem zapyta: „Co? Z jakiej okazji reklama! Przecież to była tylko informacja…”. Niestety, nie jest to wcale takie oczywiste.
Wszystko w pewnym stopniu stanowi reklamę
Jedno z orzeczeń z 2018 r. szczególnie wyraźnie wskazuje, że sprzedawcy internetowi rzadko rozpowszechniają treści w ramach swojej działalności handlowej „ot tak”, bez zaklasyfikowania ich jako reklamy. Przypominamy: w październiku 2018 r. zostało opublikowane orzeczenie niemieckiego Federalnego Trybunału Sprawiedliwości, zgodnie z którym prośba o wystawienie oceny wysłana w mailu z fakturą miała zostać zakwalifikowana jako reklama. W ramach uzasadnienia sąd stwierdził:
„Badania satysfakcji klientów służą również przywiązaniu do siebie ankietowanego klienta i zachęceniu do dokonywania transakcji w przyszłości”.
Reklama obejmuje wszelkie środki podejmowane przez przedsiębiorstwo w celu promowania sprzedaży swoich produktów lub usług. Jeśli sprzedawca internetowy umieszcza w swojej ofercie lub w swoim sklepie jakiekolwiek informacje, musi zadać sobie pytanie, co dokładnie jest celem tej treści umieszczonej na stronie komercyjnej, jeśli nie jest to działanie mające na celu osiągnięcie zysku. Dlatego w praktyce to, czy informacja zamieszczona przez przedsiębiorcę na jego platformie sprzedażowej jest reklamą czy też nie, nie ma większego znaczenia. Nawet jeżeli wprowadzające w błąd stwierdzenie w przypisie jest ledwie dostrzegalne przez konsumenta, a co za tym idzie ma niewielki wpływ na jego decyzję o zakupie, sprzedawca zawsze będzie musiał liczyć się z zarzutem, że stwierdzenie to nie zostało przecież zamieszczone „dla zabawy”, lecz ma na celu, przynajmniej pośrednio, promowanie sprzedaży.
To, jak bardzo dana informacja wpływa na zachowanie konsumenckie potencjalnego kupującego, odgrywa zazwyczaj rolę dopiero wtedy, gdy pojawia się pytanie, jak poważne jest naruszenie przepisów dotyczących konkurencji.
Bieżąca sprawa: reklama aborcji
Fakt, że na komercyjnej stronie internetowej wszystko jest w pewien sposób interpretowane jako reklama, okazał się być zgubą pewnej lekarki: szeroko dyskutowana sprawa dotyczyła lekarki Kristiny Hänel, która na stronie głównej swojego gabinetu poinformowała, że przeprowadza również aborcje. Sama informacja o przeprowadzaniu takich zabiegów spełnia znamiona przestępstwa zgodnie z § 219a niemieckiego kodeksu postępowania karnego StGB. W wyniku dyskusji publicznej politycy ugięli się i dokonali następującej zmiany: informacja o wykonywaniu aborcji nadal uchodzi za reklamę, natomiast jest dozwolona, „jeśli (to) lekarze, szpitale, lub instytucje informują o wykonywaniu aborcji”.
Zmiana ta nie pomogła jednak wspomnianej lekarce, ponieważ na swojej stronie informowała ona również o sposobie przeprowadzania aborcji. Nawet w obecnej wersji artykułu może ona jedynie informować o przeprowadzaniu takich zabiegów. W związku z powyższym została skazana prawomocnie w ostatniej instancji, ale według serwisu Beck-Aktuell już zapowiedziała skargę konstytucyjną.
Wniosek: należy uważnie przyglądać się przypisom
Choć dla sprzedawców internetowych odpowiedź na pytanie „informacja czy reklama?” może być nieco frustrująca, to przecież to nie jest to żadna nowość. Przekonanie, że nawet drobne informacje gdzieś w sklepowych zakamarkach mogą okazać się kosztowne, nie bierze się przecież z niczego.
Rozróżnienie między informacją a reklamą jest również bardzo istotne, gdy ktoś prowadzi np. blog w przeważającej mierze o charakterze redakcyjnym.